1/03/2020

Jak mniej myśleć

Cześć!
  Dzisiaj przychodzę do was z recenzją i krótkim opisem moich wrażeń po przeczytaniu książki: "Jak mniej myśleć. Dla analizujących bez końca i wysoko wrażliwych" (całkiem długi tytuł) autorstwa Christel Petitcollin.
  Sama autorka opisywana jest konsultantkę i trenerkę komunikacji, psychoterapeutę oraz mówcę. Wiadomo, że pracuje w prasie i radiu. A ponadto odnoszącą sukcesy autorką wielu książek (w tym tej, która zyskała w 2019 roku nie małą popularność). Sama przedstawia się przede wszystkim jako psychoterapeuta i specjalistka od NLP (Natural Language Processing).
  Ja trafiłam na tę malutką książeczkę zupełnie przez przypadek. Moja znajoma w czasie wakacji wspomniała, że właśnie ją ma, że słyszała dużo pozytywnych opinii i myśli, że jej się spodoba. Przy okazji opowiedziała mi o tym, jak ona, jako studentka psychologii, traktuje temat osób wysokowrażliwych i nadwydajnych. Opisała te osoby, jako analizujące dosłownie każdy element przestrzeni, sytuacji, osoby itd. które je otaczają, często zwracając uwagę na nieistotne dla większości elementy, jak krzywo ułożone książki, jeden guzik, który jest odpruty w kardiganie, czy to, że ktoś nosi zawsze małe kolczyki w uszach. Słysząc taki opis, od razu uznałam, że ta książka idealnie nadaje się dla mnie. Nawet nie miałam pojęcia, jak bardzo się myliłam.
  Zacznijmy do tego, jakie cele ma ta książka:
  • przedstawienie mechanizmów działania umysłu osób wysokowrażliwych i nadwydajnych,
  • pokazanie myślenia, w tym idealizmu oraz autentyczności takich osób,
  • ułatwienie funkcjonowanie takiej osoby w świecie, który z założenia jest nieprzystosowany do niej. 
W taki też sposób książka została podzielona na trzy części, które można by traktować osobno, gdyby autorka nie uprzedziła nas, że są ze sobą ściśle związane i nie można patrzeć na nie niezależnie (widzicie, że nie zgadzam się w tym twierdzeniem, prawda?). Każda z części ma za zadanie realizować jeden z celów nakreślonych przez samą autorkę. I moim zdaniem, dobrze to robi jedynie w przypadku pierwszego celu. Opisanie, dość szczegółowe samego funkcjonowania mózgu i wynikających z tego konsekwencji jest moim zdaniem najlepszą częścią tej książki. Jeśli chodzi o pozostałe cele, moim zdaniem nie zostały zrealizowane ze względu na dość schematyczną klasyfikację osób, które zostały określone jako wysokowrażliwe i nadwydajne. Tym samym przechodzimy to największych zarzutów, jakie mam w stosunku do tej książki.
  Na samym początku zacznę, od jakiej klasyfikacji dokonała autorka. Stwierdziła dość otwarcie, że osoby wysokowrażliwe i nadwydaje, są to najczęściej osoby z cechami ze spektrum autyzmu, najczęściej z Zespołem Aspergera. Tłumaczy to często nieumiejętnością takich osób w odnalezieniu się w sytuacjach społecznych. I pewnie, jest to jak najbardziej cecha osób z Zespołem Aspergera, ale w ramach opisu osób wysokowrażliwych i nadwydajnych, nie była to wymieniona cecha. Mam wrażenie, jakby autorka znalazła kilka osób, właśnie z Zespołem Aspergera i do tych osób dostosowała opis wysokowrażliwych i nadwydajnych. Jest jeszcze jedna cecha, którą ściśle ma wiązać osoby nadwydaje z Aspergerowcami, a mianowicie analizowanie bez końca (jak w tytule książki). I tak, może to być cecha osób z tym zespołem, ale u takich osób, może to skupić się na czymś zupełnie innym, albo w ogóle się nie objawić. A tego typu zachowania u dzieci, opisane oczywiście w książce, mogą wynikać w równej mierze z wychowania, wysokiego ilorazu inteligencji, jak i zaburzeń, jak Zespół Aspergera.
  Kolejnym moim zarzutem wobec tej książki jest stygmatyzowanie osób określonych jako wysokowrażliwe, nadwydajne, czy z Zespołem Aspergera. Nie jednokrotnie w książce pojawia się odniesienie tych osób, do reszty, czyli "normalnie myślących" ludzi. Więc idąc analogią, wszystkie osoby, które w jakimś stopniu utożsamiły się z opisem osób wysokowrażliwych lub nadwydajnych są nienormalne. Ale, zaraz. Kto wyznacza normy? Jest to średnia? Co najgorsze, w książce, w żaden sposób ta norma nie jest zdefiniowana, nie ma punktu odniesienia, a określenie to jest wręcz nadużywane. Do tego nie jestem pewna, czy bardziej przez to określenie stygmatyzowane są osoby "normalne" czy "nienormalne", bo te normalne przedstawione są w sposób bardzo krzywdzący w stosunku do nadwydajnych. Normalnie myślący nigdy nie zrozumie tego, nie jest w stanie swoim umysłem pojąć tego, dla niego jest to dziwne i zupełnie niezrozumiałe zachowanie. Wydaje mi się to niesamowicie krzywdzące zarówno dla osób określonych jako normalne, jak i dla tych, które normalnymi nazwane nie zostały.
  I ostatni z zarzutów, które chcę wymienić to niekonsekwencja. W ramach zachowań i sposobu myślenia opisanego w ramach pierwszej części dane zachowanie nie jest możliwe dla osoby wysokowrażliwej czy nadwydajnej, natomiast w części z poradami, jak funkcjonować, przedstawione jest jako coś, co należy robić. Jako przykład podam tutaj kontakty z innymi ludźmi. Na początku opisano, że te są na tyle trudne, że z "normalnie myślącymi" rozmowa jest zbyt powierzchowna, natomiast z innymi nadwydajnymi zupełnie nie ma sensu, bo każdy ma swój na tyle indywidualny sposób postrzegania i nawet z innym nadwydajnym nie uda się znaleźć nici porozumienia. Natomiast w ostatniej części, wprost powiedziane jest, szukaj innych nadwydajnych, znajdziecie nić porozumienia. A to tylko jeden z licznych przejawów niekonsekwencji.
  Jako całość nie oceniam tej pozycji najlepiej. Jest lekko napisana, dla osoby, która nie zna postaw psychologii, ani nauk pokrewnych, może być źródłem ciekawych informacji. Miałam wysokie oczekiwania w stosunku do niej, których niestety nie spełniła, stąd moja ocena ■■■■■□□□□□ (pięć na dziesięć). Normalnie nie sięgnęłabym po drugą część, ale mam je obie, w mojej domowej biblioteczce, stąd prędzej czy później, również "Jak lepiej myśleć" znajdzie się wśród pozycji przeze mnie przeczytanych.

Miłego wieczoru i do zobaczenia!



W słuchawkach:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz