W ostatnich dniach udało mi się skończyć zaczętą już daaaawno temu książkę - "Cyberiadę" Stanisława Lema. Nie była to łatwa lektura, mimo to chciałabym podzielić się z Wami moją opinią o niej.
Kosmiczne przygody, z zabawą językiem, satyrą każdego aspektu
życia, technicznymi szczegółami i rozważaniami natury
filozoficznej – to właśnie cała „Cyberiada”.
Na przeczytanie
„Cyberiady” Lema zdecydowałam się po obejrzeniu adaptacji
teatralnej kilku opowiadań właśnie z tej książki. Zachwycona
manewrowaniem słowa w czasie przedstawienia wiedziałam, że książka
musi być równie niesamowita. A jak było?
Zacznę może od
tego, że bardzo dużo czasu zajęło mi przeczytanie jej jako
całości. Dlaczego? Przede wszystkim było to spowodowane mnogością
nawiązań, jakie występują ramach treści. Z pozoru łatwa
fabuła, gdy odkrywa się kolejne nawiązania do rzeczywistości,
potrafi w dość drastyczny sposób zmusić do przemyśleń i
odłożenia lektury na kilka dni. Kolejnym aspektem jest znów
mnogość, ale tym razem bardzo rozbudowanych zdań z rzeszą
neologizmów. Widać, że Lem nie szczędził zabawy w wymyślaniu
kolejnych określeń rzeczywistości. Przyznam, że czasem musiałam
wielokrotnie pochylić się nad danym słowem, żeby po pierwsze je
przeczytać, a po drugie zrozumieć chociaż po części jego
znaczenie. Wielokrotnie dopiero po przeczytaniu danego słowa na głos
miałam wrażenie, że w końcu rozumiem, o co w nim chodzi. I po
trzecie, mam wrażenie, że nie ma dziedziny nauki, z której wiedza
nie byłaby w sposób bezpośredni wykorzystana na stronach
opowiadań. Często cieszyłam się, że mam wiedzę zarówno z
zagadnień typowo technicznych, jak i znam podstawy psychologii czy
socjologi, dzięki czemu mogłam lepiej zrozumieć całość tekstu.
Mówiąc ogólnie,
jest to literacki majstersztyk. Widać ogromną zabawę zarówno
językiem, formą jak i treścią. Można godzinami rozwodzić się
nad tym, jak bardzo dopracowana jest to lektura. Jak wiele
przekazuje. Można rozpływać się nad groteską i satyrą świata,
a do tego mówić o uniwersalności zawartych w niej treści. Sama
byłam bardzo zaskoczona, jak raczej dość młoda czytelniczka,
widząc lekturę z 1965 roku, której treść, mimo być
futurystyczną niezdezaktualizowała się przez te wszystkie lata.
Byłam pod nie małym wrażeniem, w tak uniwersalny, ogólny, a
jednocześnie bardzo konkretny sposób spisane są kolejne przygody
głównych bohaterów. Trzeba jednak nadmienić, że nie jest to
książka dla każdego i raczej nie polecałabym jej jako pierwszego
spotkania z literaturą Lema. Dla mnie było to pierwsze spotkanie,
wiem, że nie ostatnie, ale na pewno minie trochę czasu nim po raz
kolejny sięgnę po książkę Lema, mając z tyłu głowy, że to
była naprawdę trudna książka. Mimo to, dla mnie jest to mocne ■■■■■■■■□□ (osiem na dziesięć).
Trzymajcie się ciepło i do zobaczenia w kolejnym wpisie, który mam nadzieję ukaże się już niedługo!
W słuchawkach:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz