3/28/2020

Sztuka obsługi penisa

Cześć!
   Zdecydowałam, że poza książkami, które dopiero co skończyłam czytać, warto pokazać tutaj również te, które wywołały we mnie jakieś skrajne emocje, czasem dobre, czasem złe. Dlatego dzisiaj przychodzę do Was z ksiąską, którą przeczytałam już jakiś czas temu, ale na tyle zapadła mi w pamięć, że chciałam podzielić się z Wami moimi wrażeniami. A chodzi o "Sztukę obsługi penisa" Andrzeja Gryżewskiego i Przemysława Pilarskiego.
   Zacznę od rzeczy, która wydaje się zupełnie nieistotna, czyli od tego, jak książka wygląda. I powiem szczerze, że jest bardzo estetyczna i wpisuje się estetycznie w mój gust. Minimalistyczna grafika i kolorowa, można by powiedzieć, oprawa. Wszystko w bardzo dobrym guście. Na pewno będzie się bardzo dobrze prezentowała na półce i też jako prezent.
   Ze mną było tak, że trafiłam na tę książkę ze względu na to, że w jednym ze swoich filmów podsumowujących inspiracje miesiąca wspomniała o niej Radzka, jako o książkowej petardzie. Wcześniej bywało już tak, że część literatury, którą polecała w swoich filmach, podobała się i mnie, stąd też chętnie sięgnęłam i po tę pozycję. Trochę nie do końca wiedziałam czego się po niej spodziewać. W prawdzie słyszałam, że to kompendium wiedzy i każdy, naprawdę KAŻDY powinien ją przeczytać. A jak każdy to również i ja. 
   "Sztuka obsługi penisa" to przede wszystkim rozmowa, rozmowa dwóch mężczyzn o seksualności. Nie ma tam tematów tabu, nie ma cenzury, za to są fakty, odczucia, przeżycia, nie ma też oceny. Można nazwać to zbiorem wywiadów na konkretne tematy, jak problemy natury fizjologicznej i uzależnienia, jak również budowanie poczucia bliskości między kochankami. Spotkałam się raz z określeniem, że jest to książka o męskiej "psychice łóżkowej" i myślę, że jest to bardzo dobre określenie. A co najważniejsze, jest to rozmowa seksuologa, a wiele stwierdzeń poparte jest konkretnymi badaniami. 
   Myślę, że jest to bardzo ważna książka na polskim rynku wydawniczym. Mimo wszystko żyjemy jeszcze w kraju, w którym seksualność nadal często pozostaje tematem tabu. Nie wiemy jak rozmawiać właśnie o tych tematach. Rodzice czasem boją się zacząć temat z dzieckiem, a przecież tak nie powinno być. Często też w związkach, nie umiemy się dogadać, niepotrzebnie się obwiniamy za rzeczy, na które akurat możemy nie mieć wpływu. A najlepszym odzwierciedleniem tego, za jak dobrą uważam tę książkę może poświadczyć fakt, że po tym jak przeczytałam ją praktycznie na raz, polecałam ją każdemu mojemu koledze i każdej koleżance, mówiąc, że jeżeli tylko mają brata, ojca, chłopaka, męża, narzeczonego, kogokolwiek, to warto, żeby ją znały. Mimo wszystko część z tematów poruszonych tutaj może wydać się oczywista dla niektórych czytelników. Również i ja spotkałam się z zagadnieniami, które trochę mnie nudziły, stąd moja ocena ■■■■■■■□□□ (siedem na dziesięć). 
   Od kiedy przeczytałam "Sztukę obsługi penisa" minął już ponad rok, ale nadal  pozostaję przy opinii, że zdecydowanie warto się z nią zapoznać. Planuję też w niedalekiej przyszłości przeczytać również "Czasem czuły, czasem barbarzyńca". Może Wy macie jakieś książki w podobnej tematyce, które polecacie? Chętnie dodam je do mojej listy chcę przeczytać. A tymczasem trzymajcie się ciepło i do następnego!



W słuchawkach:

3/23/2020

Tatuażysta z Auschwitz

Hejka!
   Dzisiaj chciałabym przedstawić Wam moją recenzję "Tatuażysty z Auschwitz" autorsta Heather Morris. 
   Jakoś tak bywa z ludźmi, że w trudnych czasach, chętniej sięgają po dzieła apokaliptyczne, opowiadające o zarazach czy po prostu, czasach, jakie akurat są, czyli trudnych. niezależnie od tego, czy historie naprawdę się wydarzyły, czy są całkowicie wymyślone, a może jedynie oparte na faktach. Jako ta ostatnia, czyli bazująca na prawdziwych wydarzeniach, przedstawiana jest książka, którą planuję dzisiaj opisać. Chociaż prawdziwość opisanych wydarzeń była wielokrotnie podawana w wątpliwość.
   "Tatuażysta z Auschwitz" nie jest typową powieścią obozową. Wprawdzie opowiada o brutalności, jaka miała miejsca w jednym z najbardziej znanych obozów zagłady, ale nie jest to główny wątek tej powieści. Na pierwszy plan wysuwa się historia miłości Lale'a Sokołowa. Naszego głównego bohatera poznajemy w drodze do obozu, jest wtedy młodym chłopakiem. Ma wykształcenie, zna kilka języków i jako jedyny w pociągu dla bydła stara się zachować pozory opanowania. Poznajemy go jako pogodne, bardzo zdeterminowanego do przetrwania chłopaka. Poznajemy, jak został wychowany, jakie zasady wpajała mu matka, jakie miał stosunki z domownikami, jeszcze zanim doszło do wojny. Widzimy też, jak wiele bardzo szczęśliwych zbiegów okoliczności pozwala mu przetrwać 3 lata w obozie koncentracyjnym. Gdzie sam bohater widział, a często też bardzo gwałtownie reagował na śmierć ludzi dookoła niego.
   Jako Polka zostałam trochę wychowana w kulturze, w której obozy koncentracyjne nie dziwią. Są pewną częścią historii. Bardzo brutalnej i niepotrzebnej historii, ale nadal historii. Powiem szczerze, że na początku byłam trochę zawiedziona tą powieścią. W szkole czytałam wiele powieści z łagrów czy właśnie z obozów i liczyłam na to, że "Tatuażysta z Auschwitz" będzie podobny. Czyli właśnie brutalniejszy, bardziej suchy, pokazujący ogrom zagłady. Jak to mówiłam moim bliskim, liczyłam na "prawdziwe mięso". A spotkałam lekko napisaną opowieść o bezwzględnej miłości, która jest w stanie przetrwać nawet tak straszne warunki, jakie są w obozie. Czy jestem rozczarowana tym, co spotkałam? Myślę, że nie. Nadal uważam, że jest to naprawdę dobra książka. Zupełnie inna niż myślałam, że będzie, ale, tak czy inaczej, dobra. Szybko się czyta. Można zabierać się za nią przed snem, ponieważ nie zawiera szczegółowych opisów tragedii jakie miały miejsce w Auschwitz i Birkenau.
   Choć brzmi to strasznie w stosunku do książki o największej w Europie zagładzie na tle rasowym, jest to lekka opowieść. I oceniając ją jedynie jako powieść, z historią, pięknie napisaną, oceniam ją bardzo wysoko. Jedyne co mnie zniechęca do pozytywnej oceny, to wypromowanie tej książki jako opartej na faktach. I zgadza się, Lale naprawdę żył, naprawdę poznał swoją przyszłą żonę w obozie, naprawdę przeżył wojnę i naprawdę opowiedział swoją historię autorce przed swoją śmiercią. Jednak mamy wiele dowodów na to, że opisana historia jest daleka od prawdy. I choć naprawdę wzrusza (nawet mnie wzruszyła, z moich twardym i lodowatym sercem, choć ostatnio coraz łatwiej mnie wzruszyć), nie nazwałabym jej książką historyczną, czy opowiadającą autentyczną historię. Patrząc na nią, jak na zwykłą powieść, oceniam na ■■■■■■■□□□ (siedem na dziesięć). Naprawdę przyjemnie (jakkolwiek by to nie brzmiało) mi się ją czytało. I gdyby nie to, że wokół drugiej książki tej autorki jest jeszcze więcej zamieszania, właśnie dotyczącego prawdziwości opisanych wydarzeń i dobrego imienia opisanej tam kobiety, chętnie sięgnęłabym też po "Podróż Cilki".
   Trzymajcie się ciepło i do następnego wpisu! :>



W słuchawkach: