1/04/2015

Sylwestrowe szaleństwo

Witajcie kochani!
  Jak minął tydzień? Wierzę, ze każdy z Was spędził szaloną Noc Sylwestrową na zabawie, przynajmniej tak dobrej jak moja. W końcu nie ma nic lepszego niż cały wieczór wypełniony zadankami z fizyki i przygotowaniami do zbliżającej się olimpiady, prawda?   Ale teraz ani nie czas, ani nie pora na ponowne narzekanie na mój rozkład pracy w czasie tego długiego (bardzo długiego) wolnego. Dlatego teraz jeszcze zdjęcie i już zmieniam temat.
  Tak wyglądał mój wieczór. :)
   
  Dość długo zastanawiałam się, o czym mogłabym napisać. W końcu w moim życiu nie dzieje się nad wyraz dużo. Siedzę w domu i popijając herbatę ślęczę nad fizyką (ostatnio coraz mniej, właściwie od Sylwestra do niej nie usiadłam, to trochę smutne). Choć w sumie w tym tygodniu (dokładniej 2 stycznia) byłam na koncercie zespołu złożonego z moich znajomych. Zespół nosi nazwę Overflow i gra metal, tak głownie metal. Coś co mnie zadziwiło to fakt, jak dobry wokal mogą mieć na nagraniach (bo na koncercie nic nie było słychać). Poznałam na nim kilka miłych osób, ale to tyle na ten temat.
  Jest jednak coś o czym mogłabym opowiedzieć. Chodzi o bajkę, którą wszyscy znakomicie znamy, każda mała dziewczynka ją widziała, a jeżeli nawet nie, to nie ma możliwości, żeby nie widziała chociażby urywków czy przeróbek w internecie. A mam na myśli Disnejowską "Śpiącą królewnę".
  Nie wiem, czy pisanie w tym przypadku o recenzji ma jakikolwiek sens. W końcu jest to już na tyle popularna bajka (właściwie film animowany, moja nauczycielka języka polskiego w gimnazjum, zawsze bardzo naciskała, żebyśmy nie używali określenia bajka do filmów animowanych, ze względu na to, że bajka to krótki wierszowany utwór z morałem, najczęściej zawierający motywy zwierzęce itd.), tak bezpośrednio dotyka ona naszego codziennego funkcjonowania, że nie jestem pewna czy ocenianie jej ponownie po wielu latach i myśląc dużo bardziej racjonalnie ma sens. Dlatego nie podejmę się oceny i nie będę przybliżała fabuły. Skupię się jedynie na tych zabawnych z perspektywy lat fragmentach, które zwróciły moją uwagę.
  Na początku zadziwiła mnie jak zwykle piękna muzyka. Film jest już wiekowy, a mimo to muzyka może zwrócić uwagę. Operowe śpiewy, liczne piosenki, których zaśpiewanie obecnie byłoby wyjątkowo trudne, a w 1959 roku też nie mogło być proste.
  Drugą rzeczą, która rzuciła mi się w oczy były animacje i to ile się w tej dziedzinie zmieniło przez ponad pół wieku. W "Śpiącej królewnie" możemy bez większego trudu zauważyć dużą różnicę w narysowaniu animowanych postaci czy przedmiotów, a tłem. Tło wydaje się być dopracowane, jak prawdziwe dzieła sztuki. Wszystko jest ładnie wycieniowane, delikatnie zaznaczone i daje naprawdę ładny obraz. Ale na to wszystko nałożone są narysowane grubą czarną kreską postacie, które ruszają się często dość sztywno, w wielu, wyraźnie zaznaczonych płaszczyznach. Nie przeszkadza mi to, w końcu bajce przed ponad pół wieku można wybaczyć naprawdę dużo, ale gdy zaraz po obejrzeniu "Czarownicy" (po raz kolejny), oglądam tę pierwszą rozpowszechnioną historię Aurory, to łatwo zauważam kontrast między wykonaniem jednego i drugiego filmu.Trochę mnie to śmieszyło. W ostatnim czasie sama trochę interesują się animacją (nie jestem w stanie właściwie nic zrobić i taka animacja jak w "Śpiącej królewnie" byłaby dla mnie wielkim osiągnięciem) i wygląda to wręcz komicznie.
  Z innych rzeczy, które zwróciły moją uwagę, to rola wiedźmy. Po obejrzeniu "Czarownicy" liczyłam na choć trochę większy udział tej postaci w znaczeniu filmu. Rozumiem, to jest zły charakter, który nie może się podobać dzieciom, ale bez przesady. A skoro mówimy już o złych charakterach, to mężczyzna, który podchodzi do Ciebie w lesie i zaczyna z Tobą tańczyć (nie zapominamy, ze widzisz go po raz pierwszy w życiu i nawet nie poznajesz jego imienia) jest idealnym kandydatem na męża i na pewno nie jest dziwny.Nie będę już poruszała wątku oczywistości przeznaczenia sobie tej dwójki bohaterów, bo gdy okazuje się, że on jest księciem, a ona księżniczką i chcą z siebie zrezygnować, żeby móc być ze sobą, robi się zbyt romantycznie i mdło, ale zajmę się inną, dla mnie, bardzo istotną kwestią.
 Chodzi mi o sukienkę Aurory. Gdy tylko myślę o śpiącej królewnie, widzę ją w różowej sukience. Nie ma opcji, żebym wyobrażała ją sobie w niebieskiej, w jakiej przecież była. No nie ma opcji. Nie wiem czy jest to wpływ późniejszego zamieszania z księżniczkami Disneya, czy z czymś innym, ale nie podoba mi się fakt, że Aurora miała niebieską sukienkę. Nie jestem boginią mody, nawet się tym zbytnio nie interesują, a ubranie musi jedynie dobrze leżeć i w miarę wyglądać, ale nie podoba mi się księżniczka w niebieskiej sukience (choć zdecydowanie wolę niebieski od różowego). Wiem, że jest wala o kolor tej sukienki, ale z założenia jest ona niebieska, czego nadal nie mogę strawić...
  Może to dość błahe problemy, ale jakieś trzeba mieć.  Jak już mówiłam, oszczędzę temu filmowi oceny, bo podobał mi się w dzieciństwie i nadal przywołuje miłe chwile. Powiem jedynie tyle: jeżeli nie miałeś okazji obejrzeć "Śpiącej królewny" z 1959 roku to koniecznie obejrzyj. Jest to pewnego rodzaju klasyk animacji, który warto znać. Sama mam wiele filmów do nadrobienia, ale są takie, które nawet jak uważam, że trzeba znać. "Śpiąca królewna" do nich należy. Miłego oglądania.
  To by było tyle na dzisiaj. Do zobaczenia za tydzień, już po Olimpiadzie. Trzymajcie za mnie kciuki i życzcie powodzenia. :)




W słuchawkach:


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz