8/12/2014

Znaleźć wyjście z każdej sytuacji

Witajcie kochani!
  Przepraszam za zwłokę w tym tygodniu. Chciałam napisać w niedzielę wieczorem, ale wtedy miałam też być na filmie "Płytki grób". Chciałam go też napisać, więc zwlekałam jak najdłużej. Moje wyjście na ten film się nie udało, a do tego straciłam nastrój do pisania. Potem zapomniałam na trochę o blogu, ale już wracam z nową porcją wrażeń i recenzją filmu, który widziałam jakoś dwa tygodnie temu. Film reżyserii Shane'a Ackera nosi nazwę "9" (powiem wam, ze zanim znalazłam ten film w internecie minęło sporo czasu - zawsze wpisywałam nazwę słownie i nic nie mogłam znaleźć).
  Na film ten trafiłam zupełnie przypadkiem. Szukałam filmów animowanych, które mogłabym obejrzeć razem, z młodszym bratem, gdy mój tata pokazał mi ten film. Byłam zaskoczona, że wszyscy domownicy o nim słyszeli, a ja nie. Od razu chciałam go zobaczyć. To oczywiście się nie udało, ale gdy w końcu usiadłam sama przed telewizorem, puściłam "9" i wszyscy oglądali razem ze mną.
  Akcja filmu dzieje się w zniszczonym przez maszyny świecie. Doprowadziło to do zagłady ludzkości, a jedyne co pozostało żywe to szmaciane laleczki stworzone przez znanego naukowca, jeszcze gdy żył. Widz od samego początku filmu towarzyszy głównemu bohaterowi, laleczce z numerem 9 na plecach. Poznajemy go w momencie przebudzenie (bo nie można tego nazwać narodzinami) i dalej towarzyszymy mu. Razem z nim poznajemy świat zniszczony przez roboty i inne podobne do niego stworzenia. Jest to dość specyficzna wizja zagłady ludzkości. Pokazana jest walka między duszą, a co za tym idzie uczuciowa częścią człowieka, a umysłem i wiedzą w najczystszym wydaniu.
  Nie jest to typowy film animowany. Sama sięgnęłam po niego głowie z ciekawości, a natknęłam się na coś interesującego, innego. Nie spodziewałam się takiego rozwoju sytuacji, a sama historia mnie zadziwiła, zasmuciła i zmusiła do refleksji. Ciężko jest pisać o tym filmie nie zdradzając zakończenia, ani najistotniejszych dla akcji szczegółów filmów, które tak bardzo mnie urzekły, dlatego od razu przedję do mojej oceny o filmie.
  Uważam, że warto było poświęcić tę godzinę z minutami na obejrzenie tego filmu. Wywarł na mnie ogromne wrażenie. Nie chodzi o samą animację, czy muzykę, ale o historię, wielowątkowość i przekaz tego filmu. Jeżeli chodzi o tematykę - świat post apokaliptyczny, trafiony w dziesiątkę. Nie spotkałam się jeszcze z takim rozwojem wydarzeń, a funkcjonowanie świata po tak traumatycznych wydarzeniach zawsze mnie ciekawiło. Nawet nie tylko po apokalipsie, ale również po kontrolowaniu prze maszyny, całkowitej niezależności maszyn pod ludzi i życiu z probówek (choć tutaj nie mamy tego w tak dosłownej formie, tematyka jest podobna).
  Jeżeli tylko macie możliwość zobaczenia tego filmu, zdecydowanie polecam. Może chciałabym żeby skończył się inaczej (sama nie mam pomysłu na to jak inaczej, nie banalnie mógłby się skończyć), ale to nie zmienia faktu, że wywiera naprawdę duże widzenie na widzu i zaskakuje na każdym kroku. Chciałabym móc dać mu 9 (ładnie by to wyglądało), ale dla mnie to ■■■■■■■■□□ (osiem na dziesięć). Jeszcze raz bardzo, ale to bardzo polecam, bo historia jest niesamowita.
  Do tego w poprzednim tygodniu, razem z Sebastianem i Maksem wybrałam się na Find out. Pewnie spytacie co to jest? Find out to rodzaj gry logicznej. Generalnie rzecz biorąc, zamykają cię w pokoju na 45 minut i musisz się z niego wyjść korzystając ze wskazówek umieszczonych w środku. Wszystko może mieć znaczenie, a Ty musisz zdecydować, co rzeczywiście Ci się przyda, na tym czy innym etapie gry.Skąd taki pomysł? Podobno przybył do nas z Węgier. Tam takich pokoi jest podobno bardzo dużo. U nas, w Łodzi, są tylko dwa pokoje, które mają być przemeblowywane mniej więcej co trzy miesiące. Wiem, że tego typu zabawie można poddać się też w Warszawie i Krakowie, ale z relacji ludzi, którzy byli i tam i w Łodzi, nasze łódzkie pokoje są najlepsze, najciekawsze i chyba najtrudniejsze.
  Śmiało mogę powiedzieć, że zabawa była naprawdę fajna i choć nie udało nam się wydostać z tego pokoju, za co obwiniamy kłódkę obrotową (można by się spodziewać, że chłopak, który ma na co dzień kontakt z takową, będzie wiedział, jak ją obsłużyć, okazało się że jest inaczej - stąd na zdjęciu zła krzywa kłódka namalowana moimi zdolnymi łapkami, którym w pewnym momencie skończył się zasięg i nie mogły malować wyżej) i jeszcze przez inne rzeczy zupełnie od nas niezależne. W końcu byliśmy chyba jedną z najbardziej elitarnych drużyn, które tam kiedykolwiek były. Sama chętnie odwiedzę drugi pokój i przyjdę tam jeszcze kilka razy, z tą sama czy inna grupą. Bardzo polecam. 
  Jeżeli chcielibyście się dowiedzieć więcej na ten temat, wszystkie informacje znajdziecie na Facebooku, a i ja sama chętnie udzielę informacji, choć nie będę zdradzała, na co można się natknąć w pokojach (w końcu zostaliśmy o to serdecznie poproszeni).
  To by było na tyle. na przyszły tydzień szykuję dla was recenzję "Drużyny Pierścienia" J. R. R. Tolkiena, może po drodze nawinie się też jakiś film, który mogłabym zrecenzować, albo coś jeszcze innego. A na razie życzę wam miłego tygodnia. Trzymajcie się ciepło i oby pogoda była ładna!



W słuchawkach: 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz