7/08/2014

Letni "Sezon burz"

Witajcie!
  Znalazłam w tygodniu wolniejszy dzień, dlatego postanowiła napisać. Chciałabym zacząć od wspomnianej już w poprzednim poście recenzji najnowszej książki Andrzeja Sapkowskiego - "Sezonu burz", która wywołała wśród fanów Wiedźmina wiele kontrowersji.
  Zacznę może od całego zamieszania związanego z tą książką, w które sama niestety dałam si,ę wciągnąć. Od wydania ostatniego tomu sagi Wiedźmińskiej minęło 14 lat. Wszyscy wierni czytelnicy Sapkowskiego, w głębi duszy wierząc, że ukaże się jakaś następna część cyklu z Geraltem, raczej na to nie liczyli. A tu nagle, praktyczne bez żadnej zapowiedzi pojawia się "Sezon burz". Wszyscy fani Geralta z Rivii szaleją. Sapkowski napisał coś nowego o naszym ukochanym bohaterze. To nie może być zła książka. Ja, gdy tylko usłyszałam, ze ma się ukazać nowy "Wiedźmin", bardziej się ba.lam niż ekscytowałam. Sapkowski się starzeje, a jego ostatnie książki nie powalały. Byłam przekonana, że gdy pojawi się coś nowego na tym rynku, mój Geralt zginie, albo gorzej, coś stanie się Ciri. Moje podejście trochę się zmieniło, gdy "Sezon burz" pojawił się w sklepach w listopadzie poprzedniego roku. Zaczęłam się, tak jak wszyscy, ekscytować i nie mogłam się doczekać, gdy sama zagłębię się w fabułę tej książki.
  Postanowiłam kupić sobie tą książeczkę, prawie udało mi się namówić brata, żeby mi ją sfinansował, ale "Nowa Fantastyka" ogłosiła konkurs, w którym można było zdobyć jedne z dwóch egzemplarzy z podpisem samego Sapkowskiego. Odłożyłam zakup na później i wzięłam udział w konkursie. Jak nie ciężko jest się domyślić nie udało mi się wygrać książki, a przez nawał nauki zakup odsunął się jeszcze bardziej. Na szczęście, gdy ja nie myślę o sobie, są inni, którzy to zrobią. Swój "Sezon burz" dostałam na Mikołajki od Szymona. Bardzo się ucieszyłam, ale nie miałam nawet chwili, żeby wziąć się za czytanie. Początkowa ekscytacja książką minęła, gdy pojawiło się więcej nauki.
  Mój egzemplarz miał jeszcze jedną przygodę. W Łodzi od siedmiu lat organizowany jest festiwal "Puls Literatury", w tym roku jedno ze spotkań odbyło się właśnie z Andrzejem Sapkowskim. Udało mi się go poznać (z czego niestety nie jestem zbyt dumna; przekonałam się, że jest trzy albo nawet cztery razy bardziej zakochany w sobie niż się spodziewałam, an każdym kroku pokazuje, że jest wspaniały i najlepszy. Nigdy wcześniej nie spotkałam tak zakochanego w sobie człowieka. Niby odniósł sukces. Jego książki tłumaczone są na wiele języków, a cała Europa i nie tylko, zna Geralta z Rivii, jednak to, moim zdaniem, nie uzasadnia jego pychy i dumy) i zdobyć autograf. Byłam z tego tak dumna i nawet chciałam zacząć czytać "Sezon burz". Bardzo szybko się poddałam. 
  Do książki wróciłam dopiero teraz, w czasie wakacji,a  tak właściwie w pierwszy weekend wakacji. Dwa dni wystarczyły, abym przebrnęła przez całą fabułę. Zanim jednak to się stało przeczytałam wiele internetowych opinii, tych bardziej i mnie pochlebnych. We wszystkich przeczytanych przeze mnie opiniach przewijały się dwa tematy. pierwszy z nich zarzucał Sapkowskiemu, że stworzył bardziej książkę kucharską niż dobre opowiadania o wiedźminie. Nie mogę się  z tym zgodzić. i choć przez pierwsze kilkadziesiąt stron odnosiłam podobne wrażenie, później akcja rozwijała się bez nadmiernego podawania składu każdej jedzonej przez bohaterów potrawy. Drugi mówił o tym, że jest to przede wszystkim skok na kasę. Wiedźmin, jak już wspominałam, to bardzo popularna postać, ma wielu oddanych fanów, którzy są w stanie zrobić naprawdę wiele, żeby tylko poznać nowe przygody Geralta. Do tego dochodzi jeszcze to, że po 14 latach wraca Wiedźmin, najlepiej sprzedająca się postać Sapkowskiego. Sama muszę się zgodzić, że prawdopodobnie Andrzej Sapkowski potrzebował pieniędzy. Stworzył coś co na pewno się sprzeda i zarobił. Nie mogę jednak powiedzieć, że "Sezon burz" nie da się czytać. Zdarzają się dłużyzny, czasem mamy wrażenie niedopowiedzenia i dezorientacji, która nie pomaga w zgłębianiu akcji, ale nie jest najgorsza. 
  Jest jednak jedna rzecz, której nie mogę wybaczyć Sapkowskiemu. Chodzi o charakter Geralta. Spodziewałam się rządnego krwi wiedźmina, jakiego spotykamy w opowiadaniach, a spotkałam wiedźmina-niezdarę. Nie do końca wiem jak to opisać, ale to nie jest ten Geralt jakiego pamiętam z początków mojej przygody z "Wiedźminem". Wygląda to trochę tak, jakby Sapkowski próbował wrócić do starego dobrego bohatera, ale nie do końca mu to wyszło. Jak wszyscy czytelnicy sagi wiedzą, Geralt przeszedł zmianę. Jednak, gdy wracamy do czasów zanim poznał Ciri, ta zmiana nie powinna być widoczna. Przez cały czas mi to przeszkadzało i nie daje mi to spokoju do tej chwili. 
  Jeżeli chodzi o moją ocenę. Książkę da się czytać. Można nawet wciągnąć się w akcje, ale niestety wiele rzeczy ze sobą nie gra. W moich oczach to tylko ■■■■■■□□□□ (sześć na dziesięć). Od książek Sapkowskiego wymaga się bardzo dużo, co ma na pewno wpływ na moją ocenę, ale jak się jest znanym, bo kiedyś dobrze się pisało, trzeba się z tym liczyć. Jedyne co może mnie pocieszać, to fakt, że Geralt nadal żyje (w końcu nie mógł zginąć, skoro akcja dzieje się przed sagą i zupełnie niezależnie od niej) i ma się całkiem dobrze. :)

  Od soboty dużo się nie wydarzyło, ale już jutro wybieram się do kina na: "Stulatka, który wyskoczył przez okno i zniknął". Będzie ciekawie. Swoimi wrażeniami postaram się podzielić już w weekend. A tymczasem miłego dnia życzę. :)



W słuchawkach:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz