3/23/2020

Tatuażysta z Auschwitz

Hejka!
   Dzisiaj chciałabym przedstawić Wam moją recenzję "Tatuażysty z Auschwitz" autorsta Heather Morris. 
   Jakoś tak bywa z ludźmi, że w trudnych czasach, chętniej sięgają po dzieła apokaliptyczne, opowiadające o zarazach czy po prostu, czasach, jakie akurat są, czyli trudnych. niezależnie od tego, czy historie naprawdę się wydarzyły, czy są całkowicie wymyślone, a może jedynie oparte na faktach. Jako ta ostatnia, czyli bazująca na prawdziwych wydarzeniach, przedstawiana jest książka, którą planuję dzisiaj opisać. Chociaż prawdziwość opisanych wydarzeń była wielokrotnie podawana w wątpliwość.
   "Tatuażysta z Auschwitz" nie jest typową powieścią obozową. Wprawdzie opowiada o brutalności, jaka miała miejsca w jednym z najbardziej znanych obozów zagłady, ale nie jest to główny wątek tej powieści. Na pierwszy plan wysuwa się historia miłości Lale'a Sokołowa. Naszego głównego bohatera poznajemy w drodze do obozu, jest wtedy młodym chłopakiem. Ma wykształcenie, zna kilka języków i jako jedyny w pociągu dla bydła stara się zachować pozory opanowania. Poznajemy go jako pogodne, bardzo zdeterminowanego do przetrwania chłopaka. Poznajemy, jak został wychowany, jakie zasady wpajała mu matka, jakie miał stosunki z domownikami, jeszcze zanim doszło do wojny. Widzimy też, jak wiele bardzo szczęśliwych zbiegów okoliczności pozwala mu przetrwać 3 lata w obozie koncentracyjnym. Gdzie sam bohater widział, a często też bardzo gwałtownie reagował na śmierć ludzi dookoła niego.
   Jako Polka zostałam trochę wychowana w kulturze, w której obozy koncentracyjne nie dziwią. Są pewną częścią historii. Bardzo brutalnej i niepotrzebnej historii, ale nadal historii. Powiem szczerze, że na początku byłam trochę zawiedziona tą powieścią. W szkole czytałam wiele powieści z łagrów czy właśnie z obozów i liczyłam na to, że "Tatuażysta z Auschwitz" będzie podobny. Czyli właśnie brutalniejszy, bardziej suchy, pokazujący ogrom zagłady. Jak to mówiłam moim bliskim, liczyłam na "prawdziwe mięso". A spotkałam lekko napisaną opowieść o bezwzględnej miłości, która jest w stanie przetrwać nawet tak straszne warunki, jakie są w obozie. Czy jestem rozczarowana tym, co spotkałam? Myślę, że nie. Nadal uważam, że jest to naprawdę dobra książka. Zupełnie inna niż myślałam, że będzie, ale, tak czy inaczej, dobra. Szybko się czyta. Można zabierać się za nią przed snem, ponieważ nie zawiera szczegółowych opisów tragedii jakie miały miejsce w Auschwitz i Birkenau.
   Choć brzmi to strasznie w stosunku do książki o największej w Europie zagładzie na tle rasowym, jest to lekka opowieść. I oceniając ją jedynie jako powieść, z historią, pięknie napisaną, oceniam ją bardzo wysoko. Jedyne co mnie zniechęca do pozytywnej oceny, to wypromowanie tej książki jako opartej na faktach. I zgadza się, Lale naprawdę żył, naprawdę poznał swoją przyszłą żonę w obozie, naprawdę przeżył wojnę i naprawdę opowiedział swoją historię autorce przed swoją śmiercią. Jednak mamy wiele dowodów na to, że opisana historia jest daleka od prawdy. I choć naprawdę wzrusza (nawet mnie wzruszyła, z moich twardym i lodowatym sercem, choć ostatnio coraz łatwiej mnie wzruszyć), nie nazwałabym jej książką historyczną, czy opowiadającą autentyczną historię. Patrząc na nią, jak na zwykłą powieść, oceniam na ■■■■■■■□□□ (siedem na dziesięć). Naprawdę przyjemnie (jakkolwiek by to nie brzmiało) mi się ją czytało. I gdyby nie to, że wokół drugiej książki tej autorki jest jeszcze więcej zamieszania, właśnie dotyczącego prawdziwości opisanych wydarzeń i dobrego imienia opisanej tam kobiety, chętnie sięgnęłabym też po "Podróż Cilki".
   Trzymajcie się ciepło i do następnego wpisu! :>



W słuchawkach:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz