Witajcie!
Dzisiaj przybywam z nowymi pokładami energii, zdecydowanie większą ich ilością niż tydzień temu, gdy padnięta po Olimpiadzie Fizycznej postanowiłam jednak sięgnąć do komputera i naskrobać kilka zdań.
Tym razem zacznę od tego co działo się w tym tygodniu, a mianowicie mam na myśli turniej czegoś w rodzaju szermierki, dla ułatwienia będę go tak nazywała, ale nie czepiajcie się, że turniej był czego innego, choć plakat mówi o szermierce.
Nie myślcie, ze sama brałam udział, nie, nie ma szans, choć po wszystkim, jak obserwowałam kolegę - Jonasza, jak on się bawił i innych jego znajomych, to pomyślałam, ze mogłabym spróbować, gdybym tylko miała ze sobą jakiś strój sportowy, albo chociaż buty, które nie są glanami, bo w takich nie pozwolono by mi wziąć udziału. Ale zacznijmy od początku.
Jonasz, kolega z klasy, od jakiegoś czasu ćwiczy szermierkę w klubie, a ten klub postanowił się wybrać na zawody. Stąd Jonasz też brał udział w zawodach. A że Jonasz poinformował nas jako klasę o tym, że będzie się pojedynkował z przyszłymi mistrzami świata (albo przynajmniej Polski) to postanowiłam go trochę powspierać (właściwie pomęczyć swoją obecnością pod pretekstem kibicowania, albo dotrzymania towarzystwa). I tak oto znalazłam się na turnieju szermierki.
Jak to wyglądało. Powiem szczerze, że dość śmiesznie. Wszyscy (łącznie z dziećmi, czasem dziesięcioletnimi albo nawet mniej) mięli albo miecze, albo szpady całe okute gąbką. Wszyscy dostali je tego samego rozmiaru, więc niektóre dzieciaki wyglądały komicznie z bronią większą od siebie, ewentualnie swojego wzrostu. No i było trochę źle zorganizowane. Zawody ze szpadami miały zacząć się po 13 (ale naprawdę chwilę po 13), a zaczęły się może koło 15, sama dokładnie nie wiem. Od kiedy nie mam zegarka na ręce, jedynie w telefonie, dość słabo orientuję się w godzinach, a nie chciałam co chwila zerkać na telefon, żeby nie wyszło, że się nudzę. Zanim Jonasz zaczął walczyć minęło trochę czasu, ale mogłam zobaczyć jak inni się biją na miecze. Było fajnie, choć Jonasz nie wygrał wszystkich walk. I choć jest dość zamkniętym człowiekiem i głośno by tego nie powiedział, chyba cieszył się z tego, że przyszłam.
Teraz natomiast przejdę do recenzji. Tak, dobrze przeczytaliście. Postanowiłam napisać recenzję książki, którą w ostatnim czasie przeczytałam. Nie ukrywam, ze jest to lektura szkolna, jednak moim zdanie warta uwagi, a mam na myśli "Inny świat" Gustawa Herlinga-Grudzińskiego.
Jak już wiecie po tę książkę nie sięgnęłam z własnej nieprzymuszonej woli, jest to lektura licealna. Nie zmienia to faktu, że wywołała ona u mnie wiele uczuć i poleciłabym jej znajomym. Zacznę od czegoś, co może zabrzmieć przynajmniej dziwnie, ale dobrze mi się ją czytało. Naprawdę dobrze. Choć do czytania zabierałam się na dwa razy i za pierwszym (przeczytałam chyba tylko 5 stron) nie byłam w stanie przyzwyczaić się do języka, tak jak sięgnęłam do niej za drugim razem (oczywiście jeszcze raz czytając początkowe 5 stron) poszło bardzo gładko, aż sama się sobie dziwiłam, że trzy i pół dnia wystarczyły mi na przeczytanie tej lektury. Pasował mi język, tematyka nie powodowała wymiotów, a wątek nie nudził. Czego więcej chcieć od książki?
Ale może tak po kolei. Pewnie większość z Was kiedyś czytało "Inny świat", albo będzie go czytało, pozwólcie mi, że mimo to przybliżę fabułę. "Inny świat" opowiada historię autora - Gustawa Herlinga-Grudzińskiego. Mówi o jego pobycie w łagrze w okolicy Jercewa. Tam spędził (jeżeli dobrze pamiętam) dwa lata, a w książkę wydanej długo po wyjściu z więzienia, opisuje swoją "przygodę", a także ludzi, których spotkał na swojej drodze.
Wielu ludzi uważa, że książka opisuje makabryczne przeżycia, nie mogą jej czytać bo robi im się niedobrze, mdli ich na samą myśl o tym ilu ludzi codziennie umierało z głodu czy o gwałtach na więźniarkach dokonywanych przez wyżej ustawionych. Ale jeżeli chodzi o mnie, może zabrzmi to okrutnie, jakoś to bardzo nie ruszyło. Może jest to wpływ faktu, że patrzę na wszystkie te wydarzenia z perspektywy czasu, ewentualnie traktuję je jako jedynie opis i staram się nie dopuszczać do myśli, że wydarzenia te miały naprawdę miejsce. Jedyne co mnie naprawdę przeraziło w "Innym świecie" to fakt, że łagry radzieckie istniały, gdy przebywał w nich Dostojewski (którego książki wiele fragmentów znajduje się w "Innym świecie i to właśnie na wzór "Zapisków z martwego domu" czy "Wspomnień z domu umarłych" był pisany), istniały gdy był w nich Herling-Grudziński i istnieją nadal. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że niewiele się w nich zmieniło, jeżeli chodzi o sposób traktowania więźniów czy warunki życia (to drugie na pewno jest na wyższym poziomie, choć żadnych potwierdzonych informacji na ten temat nie mamy).
Jak oceniam książkę Gustawa Herlinga-Grudzińskiego? Dość dobrze. Czyta się przyjemnie (choć niewiele osób podziela moje zdanie) i daje pewien obraz radzieckich czy teraz rosyjskich łagrów. Warto podejść do tej książki nie jako do obowiązku szkolnego, a jako do nowego doświadczenia. Osobiście oceniam ją na ■■■■■■■■□□□ (siedem na dziesięć), a to naprawdę dużo jak na lekturę szkolną.
No i jest jeszcze jedna rzecz, która dotyczy tej książki. Jest to pierwsza moja książka przeczytana w tym roku i kwalifikuje się na moje wyzwanie noworoczne w kilku kategoriach:
- więcej niż 215 stron,
- oparta na prawdziwej historii,
- autorem jest mężczyzna,
- akcja rozgrywa się w czasie wojny.
Mam świadomość, ze wiele z tych punktów będzie się jeszcze powtarzało przy innych książkach, ale to zawsze jakiś początek, prawda?
No i jest jeszcze jedna rzecz, która dotyczy tej książki. Jest to pierwsza moja książka przeczytana w tym roku i kwalifikuje się na moje wyzwanie noworoczne w kilku kategoriach:
- więcej niż 215 stron,
- oparta na prawdziwej historii,
- autorem jest mężczyzna,
- akcja rozgrywa się w czasie wojny.
Mam świadomość, ze wiele z tych punktów będzie się jeszcze powtarzało przy innych książkach, ale to zawsze jakiś początek, prawda?
I to by było na tyle w tym tygodniu. Nie jestem pewna czy napisze za tydzień, ze względu na to, że już 24 stycznia mam studniówkę, a po zeszłorocznej zabawie wiem jak bardzo nieprzytomna mogę być dzień później. Mimo to, jeżeli nie za tydzień to za dwa na pewno wszytko szczegółowo opiszę. A tymczasem trzymajcie się ciepło. Zachęcam do komentowania i podzielenia się swoją opinią,k czy o książce czy też o całym blogu. Miłego dnia! :)
W słuchawkach:
W słuchawkach:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz