5/10/2014

Matury po mojemu - Ferie Majowe

DZIEŃ CZWARTY - 4 MAJA
  Czy mój spacer musi być zawsze samotny? Rozumiem, że walka z własnymi myślami jest bardzo ważna, ale spotkania z ludźmi są jeszcze ważniejsze.
  Dzisiaj nie byłam pewna, czy uda mi się wyciągnąć Szymona na spacer, dlatego wyszłam na krótki, nie wiele wnoszący do mojego życia spacer. Wyszłam i kupiłam wszystkie potrzebne składniki do sernika na zimno. Nigdy takiego nie robiłam, dlatego wyjątkowo bardzo zajęło to moje myśli. Ale wygląda nie najgorzej, teraz tylko czekam, aż będziemy mogli go jutro spróbować.
  Do tego udało mi się wyjść jeszcze wieczorem. Tak, z Szymonem. Chłopak strasznie stresuje się maturami. Nie wiem, którą najbardziej, ale jego zdenerwowanie zaczyna powoli przechodzić na mnie. Stresuję się jego maturami. Nie do pomyślenia. Co ten chłopak ze mną robi...

DZIEŃ PIĄTY - 5 MAJA
  Dzisiaj wstałam wcześnie. Bardzo wcześnie. Tak jakbym miała normalnie iść do szkoły. I nawet rzeczywiście do niej pojechałam. Postanowiłam wspierać Szymona w tej trudnej, a zarazem bardzo ważnej chwili. Raz mogę się poświęcić. Prawie nie chciało mi się wierzyć w to, jakim kłębkiem nerwów był mój chłopak. Nigdy nie widziałam go w takim stanie. Coś niewiarygodnego. Ten, który na co dzień udaje zakochanego w sobie, pewnego, nagle zdejmuje tą maskę. I mimo to, że pokazał się już tak cały, jaki jest, nie chciałabym nigdy widzieć go tak zestresowanego. Nigdy.
  Po tym jak odprowadziłam Szymona na maturę z polskiego postanowiłam pójść na mój spacer. Chciałam odwiedzić parę księgarni i antykwariatów na Piotrkowskiej. Tak dano nie czytałam książki tylko dla przyjemności. Strasznie brakuje mi tych leniwych dni z książką i herbatą, ale co zrobić. Szkoła wymaga ode mnie ponad stu procent zaangażowania. Mimo to pozwoliłam sobie w czasie tych wolnych dni na chwilę relaksu. Przez godzinę przeszłam naprawdę mały kawałek, nie wiem czy to były trzy kilometry, czy jeszcze mniej. Szłam wolno, rozkoszując się rześkim powietrzem poranka. Tak. Tego mi tak długo brakowało. I choć łódzkie ulice może nie są najczystsze, a powietrze bez większego zastanowienia można nazwać zanieczyszczonym, czułam się naprawdę cudownie czując zapach tego miasta. 
  W rezultacie weszłam tylko do jednej księgarni, w dodatku w poszukiwaniu książek do fizyki. Szkoła nade mną wygrała. Mimo to byłam usatysfakcjonowana zakupem. Zaraz po przegranej walce o fakturę, wróciłam do szkoły i zaczekałam aż skończą pisać. 
  Po tym całym zamieszaniu przeszłam się z Szymonem kawałek do niego. Pokazywałam mu drzewa i mówiłam jak się nazywają, czasem dopowiadając jakieś cechy charakterystyczne. Nigdy nie znał się na drzewach, nawet w tak niewielkim stopniu co ja. 
  Podsumowując, była miło. Odetchnęłam miastem. Tego mi brakowało.

Piosenka na dzisiejszy spacer:  Michael Jackson - "The Girl Is Mine"

DZIEŃ SZÓSTY - 6 MAJA
  Wtorek. Dzisiejszy spacer był bardzo praktyczny. Razem z tatą wyruszyłam na miasto. I choć wróciliśmy z pustymi rękoma, wyrwanie się choć na chwilę z domu jest bardzo przyjemne. Każdą chwilę odbiera się inaczej, gdy docenia się ogrom czasu, jaki się ma. Gdy nigdzie się nie biegnie i nie spieszy. I choć duchota w powietrzu przeszkadza, mogę śmiało powiedzieć, że uśmiech rzadko schodził dziś z mojej twarzy. 

Piosenka na dzisiejszy spacer: Ed Sheeran - "I See Fire"

DZIEŃ SIÓDMY - 7 MAJA
  Praktyczne podejście do moich spacerów kiedyś mnie zniszczy. Już czuję, że kiedyś skończy się to dla mnie źle, jednak na razie korzystam z tego, póki mogę.  Pojechałam dzisiaj odebrać książki i rozejrzeć się za długo wyczekiwaną ramoneską. Już jakiś czas temu miałam jedną upatrzoną. Chodziłam. Przyglądałam się, ale na tym się wszystko kończyło. Aż w końcu ją sprzedali. I tyle było po mojej wymarzonej kurtce. Ja jednak się zawzięłam i postanowiłam znaleźć jeszcze lepszą. 
  Nie udało mi się. Co tu długo gadać. Najwidoczniej to nie jest mój szczęśliwy dzień. DO tego za każdym razem, gdy gdzieś wychodziłam zaczynało padać. Na początku lekka, aż w końcu z taką siłą, że sama zastanawiałam się, dlaczego nie mam parasolki. 
  Moja książka dotarła całą i zdrowa, kosztowała trochę więcej niż przewidziałam, ale czego się nie robi dla fizyki.

Piosenka na dzisiejszy spacer: Ryszard Rynkowski - "Wznieś serce"

DZIEŃ ÓSMY - 8 MAJA
  Mam ją. jest. Dokładnie taka, jaką sobie wymarzyłam. Coś niesamowitego. Z jednej strony jestem, prze szczęśliwa, bo udało mi się zdobyć moją ramoneskę, z drugiej, słyszałam, ze matury nie poszły, tak jak powinny. To straszne, ze jedna wiadomość, o wyjątkowej trudności matury z fizyki może tak diametralnie zmienić mój nastrój. 
  Do tego pogada nadal mnie nie lubi. Ale trudno. Mam moją kochaną kurtkę, pogoda tego nie zepsuje. Inaczej jeżeli chodzi o matury...

Piosenka na dzisiejszy spacer: Happysad - "Wrócimy tu jeszcze"

DZIEŃ DZIEWIĄTY - 9 MAJA
  Dzisiejszy spacer postanowiłam zamienić na rower. W końcu to też jakaż forma rekreacji. Tak dawno nie byłam na rowerze. Nie powiem, że zapomniałam jak się jeździ, ale zapomniałam jak to jest, gdy się jedzie. Jak to jest czuć wiatr we włosach i dotrzeć do zaplanowanego celu. Ta duma, że podołało się zadaniu i sama przyjemność z jazdy. Coś niesamowitego. 
  Jednak dzisiejsza data nie wywołuje u mnie przyjemnych wspomnień. Dziś mija pięć lat. Od czego? Od wydarzenia, który całkowicie zmieniało moje życie. Gdyby nie to, byłabym (prawdopodobnie) zupełnie innym człowiekiem. 

  Ale już nie smucę. Wieczorem chciałam wybrać się na "Kamienie na szaniec". Kino Łódzkiej Szkoły Filmowej od czasu do czasu organizuje różnego rodzaju pokazy filmowe. Czasem są to nowe filmy (jak w tym przypadku), innym razem filmy z początków dwudziestego wieku. Co najlepsze wstęp jest zawsze wolny. Zawsze bardzo podobało mi się, że jest jeszcze ktoś, kto chce szerzyć wśród społeczeństwa kulturę poprzez filmy, nie zawsze polskie, nie zawsze najnowsze. Ale nie udało mi się wejść na niego. Niestety. Ten jeden raz zainteresowanie filmem było zbyt duże i nie starczyło dla nas miejsc. Zamiast tego poszliśmy na spacer po parku i na lody do McDonalda. Było miło, choć trochę liczyłam na ten film...

DZIEŃ DZIESIĄTY - 10 MAJA
  Dziesięć dni. To brzmi tak pięknie. Chyba mogę być z siebie dumna. To naprawdę dużo czasu. A i dzisiaj udało mi się wyjść na krótki spacer. 
  Cały dzień postanowiłam poświęcić na nadrobienie tego, co powinnam robić przez cały ten tydzień i kilka dni z poprzedniego tygodnia. W rezultacie cały dzień siedziałam nad zadaniami z logarytmów i przygotowaniem do środowego kolokwium. Wczoraj nie poszłam na konsultacje w tej sprawie, dlatego postanowiłam raz porządnie się do tego przygotować. Mam już po dziurki w nosie matematyki, ale tego chciałam. W innym wypadku na pewno nie poszłabym do tej szkoły. Ale to właśnie ze względu na przesyt matematyki z ogromną chęcią wyszłam wieczorem na spacer i odetchnęłam. Choć na chwilę wyrwałam się do innego świata. Świata spokoju i harmonii. Tak. To było zdecydowanie udane wyjście. 

Piosenka na dzisiejszy spacer: Shinedown - "Her name is Alice"


   Jak nie ciężko jest się zorientować, dużo w tym tygodniu się nie działo, mimo że nie otaczała mnie codzienna monotonia szkoły nie doszłam do żadnych zadziwiających wniosków, nie jestem czymś bardzo zadziwiona czy też oburzona. Żałuję, że kończą mi się "Majowe Ferie", a walczę o przetrwanie między stosami książek. Wracam co codzienności, ale nie jest mi żal tego czasu. Wcześniej prawdopodobnie powiedziałabym, ze go zmarnowałam, jednak teraz jest inaczej. Czuję, że poświęciłam go na zmianę siebie i jestem z tego dumna. I właśnie tak zakończę. Z uśmiechem na twarzy, bo udało mi się czegoś dokonać. :)
  Trzymajcie się. Życzę Wam miłego tygodnia.



W słuchawkach:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz