1/14/2016

Bo z pszczołami nigdy nic nie wiadomo

Cześć!
  W tym tygodniu udało mi się skończyć kolejną książkę. Można powiedzieć, że był to dla mnie powrót do dzieciństwa i idealna książka po thrillerze psychologicznym - łatwa, prosta, urocza. Dlatego też zapraszam wszystkich do przeczytania mojej recenzji "Kubusia Puchatka" Alana Alexandra Milne'a.
  Dlaczego sięgnęłam akurat po tę książkę? Jest kilka powodów. Przede wszystkim nigdy jej nie czytałam, a mimo wszystko wydaje mi się (i wydawało zanim zaczęłam ją czytać), że jest to książka, której nie można nie znać, jeśli tylko lubi się czytać. Swoisty kanon literatury. Dodatkowo jest to jedna ze 100 książek BBC, które trzeba przeczytać. No i oczywiście tyle się w dzieciństwie naoglądałam Kubusia Puchatka, że musiałam poznać pierwowzór kreskówki.
  Może to dziecinne, ale nie mogłam się doczekać, aż poznam kolejne przygody Kubusia i wszystkich jego przyjaciół. Ale zacznijmy od początku. 
  Co mnie najbardziej urzekło w tej książeczce dla dzieci? Przede wszystkim to, że chyba nie da się z niej wyrosnąć, a człowiek w każdym wieku i stanie emocjonalnym będzie odkrywał ją na nowo. Ja, jako że pierwszy raz sięgnęłam po nią dopiero teraz, mając prawie 20 lat, nie identyfikowałam się z żadnym z bohaterów-zwierzątek, jak to robi większość dzieciaków, gdy tylko opowiada im się takie historie. Nie byłam też Krzysiem, który "dowodził" całą kompanią, za to wczułam się w rolę opowiadającego historię. Tak też może się czuć każdy rodzic, który czyta swoim, jeszcze małym, dzieciom przygody Kubusia na dobranoc. Dodatkowo, choć wiem, że to nie będzie duże odkrycie, każda z postaci przedstawia jedną wyolbrzymioną cechę charakteru. Kubuś jest głupiutki, Prosiaczek - bojaźliwy, Królik - zarozumiały, Sowa - przemądrzała, Kłapouchy - smutny, Kangurzyca - troskliwa, a Maleństwo - beztroskie. Moim zdaniem wszystko to jest piękne w swojej prostocie.
  Można wymyślać niestworzone historie o tym, jak należy interpretować wszystkie przygody, jakie morały niosą za sobą, ale zdaje mi się, że w takiej sytuacji każda, nawet najbardziej niesamowita książka straciłaby swoją magię. Dla mnie spotkanie z Kubusiem Puchatkiem było powrotem do dzieciństwa i tylko to się liczyło. Współczułam Kłapouchemu, choć denerwowało mnie jego ciągłe narzekanie, chciałam dodać odwagi Prosiaczkowi, mimo że jego plany wydawały mi się absurdalne, nie mówiąc już co było z samym Puchatkiem. 
  Podziwiam Milne'a za dzieło, które stworzył. Trzeba być naprawdę genialnym pisarzem, żeby wydać tak uniwersalną powieść dla dzieci,  w której odnajdzie się każdy dorosły. Nie wiem co mogę jeszcze dodać, poza tym, że zakochiwałam się w każdej następnej stronie i przygodzie. Pokochałam rozdział VIII w którym Krzyś staje na czele Przyprawy do Bieguna Północnego, całym swoim sercem (najbardziej oczywiście Przyprawę do Bieguna Północnego ♥). 
  Podsumowując. Jeśli jeszcze nie miałeś okazji poznać przygód Kubusia Puchatka, to żałuj i jak najszybciej nadrób swoje zaległości. Uwierz mi, nie będziesz żałował. Sama oceniam je na mocne ■■■■■■■■■□□ (osiem na dziesięć). Z całego serca polecam! A przede mną jeszcze dwie książeczki z tej serii, będę z zapartym tchem poznawałam następne przygody wesołej gromadki, a że czytanie akurat tej powieści nie wymaga ode mnie zbyt dużo zaangażowania, nawet sesja będzie idealnym czasem na lekturę. Tymczasem życzę udanego dnia i do następnego!



W słuchawkach:

1 komentarz:

  1. Kłapouch to filozof Stumilowego Lasu! Ze wszystkich bohaterów to on dla mnie jest nieocenionym idolem :)
    Pozdrowienia z Bochni! I spokojnych, pięknych świąt Wielkiej Nocy :)

    OdpowiedzUsuń